Desery na depresję to kolejna odsłona Kryzysowej Książki Kucharskiej. Tym razem skupiam się na deserach, które w czasie depresji ekonomicznej pozwolą nam osłodzić trochę życie. Przepisy będę umieszczał trochę rzadziej, bo co za dużo to nie zdrowo :), ale zachęcam do regularnego sprawdzania.

czwartek, 5 kwietnia 2018

Deser z U-boota

Prosty deser, który, co starsi, pamiętają jeszcze z przedszkola, ale najpierw notka historyczna, którą postanowiła napisać na łamach mojego bloga Anna, licencjonowana przewodniczka, ale co najważniejsze specjalistka historyczna od U-Bootów.

Życie na U-Boocie ani do lekkich, ani długich nie należało. 75% załóg okrętów poległo, pod koniec wojny marynarz przezywał średnio cztery miesiące. Są to niespotykane w żadnych innych jednostkach statystyki. Kto więc służył na tych jednostkach? Prawdziwi twardziele, którzy do ryzyka szybkiej śmierci musieli jeszcze dołożyć straszne warunki bytowania na ciasnym okręcie w oczekiwaniu na mało sympatyczny koniec. Jak więc dowództwo umilało życie podwodniakom? Jedzeniem! Powszechnie się uważa, że nic tak nie podnosi ducha jak dobry posiłek, wiemy bowiem, że człowiek w stresie a do tego jeszcze głodny, nie dość że jest zły to jeszcze i zdołowany, to morale sięga dna rowu mariańskiego… 
Aprowizacja zatem była wspaniała, żadne inne jednostki nie otrzymywały takich dobroci. Menu dnia odtworzone na podstawie zeznań pojmanych i przesłuchiwanych jeńców:  
sobota : śniadanie - kawa, chleb, masło, dżem,
obiad - zupa Vermiceli, wołowina, legumina,
podwieczorek - herbata, masło, chleb, mięso na zimno,
niedziela : śniadanie - kawa, chleb, masło, jajka
obiad - wieprzowina w kapuście, truskawki ze śmietaną,
podwieczorek - herbata, chleb, masło, szynka, kiełbasa. * 
*http://www.uboatarchive.net/U-93INT.htm 

Prezentuje się wspaniale, ale czy tak faktycznie było? Jak smakowało by wam nawet najwykwintniejsze danie, śmierdzące smarem, oparami ropy z silników z domieszką smrodu latryny, bo tam z braku miejsca na okręcie przechowywano zapasy. Podejrzewam, że średnio… Osobnym tematem są też warunki, w jakich pracował kucharz, czyli tzw. "Smutje".


To, co widzicie na zdjęciu to CAŁA kuchnia, na U-Boocie, i w takich to warunkach przygotowywano te rarytasy dla załogi liczącej do 57 osób. Kto więc był największym bohaterem? Smutje!  Zagrożenie życia miał jak każdy, warunki służby koszmarne, pracy jeszcze gorsze a to on bardziej niż kapitan i admirał dbał o morale załogi. 
Jak to wyglądało w praktyce, mogliście zobaczyć, jeśli jesteście w tym gronie szczęśliwców, które widziało film Das Boot. Tym większe wasze szczęście jeśli to był serial. Pojawia się tam właśnie ten deser, który mam Wam zamiar przedstawić. 
Oczywiście, jeśli chcielibyście bardziej wczuć się w klimat, musicie go zapić sokiem jabłkowym :)

Składniki:
- jakieś mleko
- budyń waniliowy
- syrop malinowy


Wykonanie:
Budyń robimy według przepisu na opakowaniu, a po nałożeniu na głęboki talerz polewamy syropem.
Mamy 3 opcje:
  • poczekać, aż zrobi się skórka i wtedy rozleje się na boki
  • nalać na ciepły i wymieszać
  • (moja ulubiona) lać delikatnie na ciepły, a wtedy cały sok spłynie nam pod warstwę budyniu i ujawni się podczas jedzenia

Przy tej okazji, mała ciekawostka.

W miniony długi weekend byłem w nadmorskiej Ustce, gdzie poszedłem sobie do portu, a konkretnie w okolice tego basenu.


Ten kawałek zasłynął tym, że w 1945 roku zrobiono tam takie zdjęcie. Żołnierze radzieccy pozują z banderą (nie, to nie jest flaga państwowa, choć większość ludzi nie widzi różnicy :)). 
Był to okręt U-6, który pełnił rolę szkoleniową, a który został niedługo później zatopiony w tym samym miejscu natomiast teoretycznie w ogóle go tu nie powinno być :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz