Desery na depresję to kolejna odsłona Kryzysowej Książki Kucharskiej. Tym razem skupiam się na deserach, które w czasie depresji ekonomicznej pozwolą nam osłodzić trochę życie. Przepisy będę umieszczał trochę rzadziej, bo co za dużo to nie zdrowo :), ale zachęcam do regularnego sprawdzania.

niedziela, 31 grudnia 2017

Kołacz noworoczny

Ostatnio na moim drugim blogu pisałem o tradycjach, o tym jak się zmieniają i dlaczego. Więcej na ten temat przy okazji wpisu wigilijnego tutaj. Teraz też będzie o zmienionej tradycji. 
Dawno temu na terenach które obecnie zamieszkujemy piekło się kołacz. Wypiek był to niemal mityczny, gdyż zachowało się na jego temat niewiele informacji, że o przepisie nie wspomnę. Jeśli wierzyć informacjom, to miewał nawet 2 m wysokości, co bardzo dobrze było zobrazowane w jednym z, bardzo popularnej za czasów mojego dzieciństwa, serii komiksów Kajko i Kokosz w odcinku pt. Na wczasach. Być może właśnie ten brak przepisu spowodował, że obecnie kołaczem nazywamy okrągłe ciasto, z racji tego, że przypomina kształtem koło, o ile nie ma jakieś swojej wyspecjalizowanej nazwy np. sernik, tort itp.
Jedzono takie np. z okazji nowego roku. Tyle, że wtedy początek roku był trochę wcześniej. Zanim wymyślono kalendarz, z jakim mamy obecnie do czynienia, ludzie odmierzali czas obserwując naturę. Głównie słońce. Początkowo sprawa była prosta - dzień i noc. Południe oraz wschód i zachód słońca też można było stosunkowo łatwo określić. Z czasem ludzie zauważyli, że dni w określonych porach roku mają różną długość. Zauważyli, że jeden dzień w roku jest najkrótszy, a następny już coraz dłuższy tak jakby słońce urodziło się na nowo i zaczęło swoją ekspansję. Wtedy właśnie przypadał symboliczny początek roku.
Niektórzy ludzie za punkt odniesienia wzięli sobie księżyc, który np. na Śląsku jest nazywany wymownie miesiączkiem, tak powstał kalendarz lunarny.
Ludzie zdawali sobie sprawę, że oba są niedoskonałe i należało zgrać je ze sobą, tak powstały kalendarze lunarno-solarne.
Jeden z najbardziej znanych cesarzy rzymskich (dzięki wielu odniesieniom w popkulturze) - Juliusz, chciał udoskonalić ten system i wprowadził swój kalendarz, który obowiązywał całkiem długo, a w niektórych miejscach jeszcze dłużej, aż wprowadzono dokładniejszy Gregoriański. On również nie jest doskonały jeśli chodzi o to co możemy zaobserwować na niebie, ale się stara :)
Właściwie to pełen cykl - synchronizacja pomiędzy słońcem, a księżycem, a czego możemy się dowiedzieć z nowego niemieckiego serialu Dark, trwa 33 lata.
Okrągłe ciasto i obowiązujący kalendarz były raczej praktycznym dostosowaniem obowiązującej tradycji do nowych czasów niż starciem dwóch kultur tak jak to miało miejsce w przypadku wigilii. Zupełnie tak jak trzecia nowoczesna tradycja, w której wykorzystuje się nowoczesne technologie (lasery, hologramy) do przywitania nowego roku, zamiast starych fajerwerków. Jest to po prostu tańsze, niejednokrotnie bardziej efektowne i psychicznie mniej obciążające dla tych, którzy są na to wrażliwi.

Dobra, to tyle nauki, której pewnie mało kto przeczytał, a teraz przejdę do tego co ludzie lubią najbardziej czyli ekshibicjonizmu czytaj prywaty :)
Zgodnie z zasadą Hugha Hefnera - Tylko frajerzy bawią się w sylwestra, prawdziwi goście mają sylwestra cały rok. Postanowiłem nie obchodzić go jakoś specjalnie. Zresztą pewnie nie tylko mi zdarzały się czasem bardziej huczne weekendy niż noce sylwestrowe. W związku z tym chciałbym po prostu posiedzieć w domu, nie ulegając społecznej presji. Tylko, że się nie da, bo presja przyjdzie do mnie, czy to w postaci odgłosów imprezy, pijanego sąsiada na klatce, który zapuka nie do tych drzwi czy fajerwerków, na które nerwowo reaguje mój pies. Trzeba było wyjechać do jakiegoś spokojnego miejsca. Góry odpadają, bo wszyscy jadą tam na zimę. Trzeba było znaleźć miejsce, które nie jest o tej porze roku zbyt popularne, a jednocześnie niezbyt dalekie. Padło na Opolszczyznę, gdzie znalazłem cichy dworek. Może jest wiele sterylnych hoteli utrzymanych w bieli, ale to miejsce i jego stare pokoje ma po prostu klimat.


Niedaleko jest ośrodek edukacyjny w postaci drewnianego grodu, który został zbudowany całkiem niedawno. Możemy tam zobaczyć jak wyglądały machiny oblężnicze, narzędzia tortur, średniowieczna broń palna, a także słynne średniowieczne pojazdy pancerne czyli wozy husyckie.
Kołacz, co prawda unowocześniony, też postanowiłem przygotować według starej receptury na zakwasie. Użyłem gryki, co do której uczeni się spierają, czy była wykorzystywana w kuchni czy nie, bo co do tego, ze rosła tu już od dawna nikt nie ma wątpliwości.
Jako słodzik użyłem buraka cukrowego. Wiem, że o nie trudno, ale jeśli macie w okolicy cukrownie, to wystarczy wyjechać za miasto i leżą na kupach w okolicy drogi. Rolnik z chęcią odstąpi Wam jednego :)

Składniki:
- 400 g kaszy gryczanej białej
- 3/4 dużego buraka cukrowego


Wykonanie:
Kaszę zalewamy wodą trochę ponad jej poziom i trzymamy w ciepłym miejscu 24 h. Jak woda zrobi się nam lekko kiślowata, to dobrze. Miksujemy i dodajemy drobno startego buraka. Wlewamy wszystko do foremki i odstawiamy na kilka godzin.
Wstawiamy do nagrzanego na 180 stopni piekarnika i pieczemy jakieś 45 minut.

Przy okazji. W okolicy (w Kluczborku) jest bardzo ciekawe muzeum uli figuralnych. To taki element świeckiej sztuki użytkowej. Takie ładne ule. Tym ciekawsze, że póki co, nasz los jest ściśle związany z losem pszczół. Nie będzie pszczół, to jak mawiał Kononowicz Nie będzie niczego :)