Desery na depresję to kolejna odsłona Kryzysowej Książki Kucharskiej. Tym razem skupiam się na deserach, które w czasie depresji ekonomicznej pozwolą nam osłodzić trochę życie. Przepisy będę umieszczał trochę rzadziej, bo co za dużo to nie zdrowo :), ale zachęcam do regularnego sprawdzania.

sobota, 15 stycznia 2022

Moje pierwsze morsowanie

Od razu powiem, że nie chodzi tu o kąpiel w zimnej wodzie. Mimo, że posiadam znacznie wyższą tolerancję na zimno niż na ciepło, to dłuższy kontakt z lodowatą wodą jest dla mnie nie do przeskoczenia. I to pomimo tego, że robię różne inne pojebane rzeczy, których przeciętny "Kowalski" by się nie odważył, to jakoś mnie do tego nie ciągnie. Podobnie nie ciągnie mnie do tzw. morsowania na sucho, czyli łażenia w samych gaciach po górach zimą. W zeszłym roku morsowanie stało się tak modne w portalach społecznościowych, że powstawały już memy na ten temat. Mnie ta moda jakoś ominęła
Co innego napój ze wschodnio-północnej Europy - mors. W skrócie to taki niby kompot z żurawiny. Uwielbiam żurawinę, w Wielkiej Brytanii, gdzie była ona tak powszechnym dodatkiem do mieszanek soków jak u nas jabłko, czułem się jak w raju. Wspominałem kiedyś, że moja mama jest koneserką leśnych wypraw o charakterze zbierackim. Głównie zbiera grzyby, ale czasem żurawinę. Z tej żurawiny robi coś na kształt rzadkiej konfitury takiej to herbaty, albo do wody i czasem mi to podeśle w słoiku. Normalnie jest to super drogie, ale zrobienie tego samemu nie jest ani kaso, ani pracochłonne.
Tak czy siak nigdy go nie piłem, więc możemy uznać, że to moje pierwsze w życiu morsowanie. 

Składniki:

- domowa konfitura z żurawin
- woda


Wykonanie:

Na dno szklanki wlewamy konfiturę. Zalewamy letnią - NIE GORĄCĄ - wodą i mieszamy.


1 komentarz: